Włochy. Bergamo.


Położone godzinę drogi na północny wschód od Mediolanu Bergamo miało być tylko jedną z baz noclegowych podczas naszej wycieczki po Lombardii i Veneto. Opisany wczoraj splot okoliczności uczynił je jedyną bazą noclegową. Wyszło na to, że nie mogliśmy trafić lepiej, bo poza jeziorem Como, Bergamo okazało się też najładniejszym z odwiedzonych przez nas miejsc.

Miasto dzieli się na dwie, zupełnie odrębne części: starą, zwaną Miastem Górnym (Citta Alta) oraz nową, zwaną Miastem Dolnym (Citta Bassa). Jak sama nazwa wskazuje, zabytkowa część Bergamo wznosi się na wzgórzach górujących nad Miastem Dolnym. Widok jest naprawdę piękny.


Ślady pierwszego osadnictwa na terenie Citta Alta pochodzą już z XII w. p.n.e. W I w. p.n.e. na terenie dzisiejszego Bergamo Rzymianie założyli osadę celtycką, która w VI w. n.e. stała się stolicą księstwa Longobardów. Miasto, położone na wzgórzach i otoczone grubymi murami, zdobyte zostało dopiero na początku XIX w., kiedy to znalazło się pod panowaniem Austriaków. Oswobodzone przez Garibaldiego, od 1859 r. jest częścią Włoch.

Pięknie zachowana starówka kontrastuje z eklektycznym nowym miastem, będącym nie rażącą oczu mieszanką różnych stylów, z architekturą ery Mussoliniego włącznie. Pomimo bliskości Mediolanu, Bergamo zachowało swój odrębny klimat, świetnie wyważony między dynamicznym, pełnym ludzi i sklepów Dolnym Miastem, a dostojną, nastrojową starówką.


A jeśli chodzi o jedzenie...Cóż...Bergamo jest miastem bogatym i widać to także w szeroko pojętej gastronomii. Lokale z napisami "Trattoria", "Pizzeria" czy "Cafe/Bar" można spotkać na każdym kroku, a ich właściciele nie mogą narzekać na brak klientów. Miejsce bardzo nielicznych supermarketów spożywczych zajmują natomiast specjalistyczne delikatesy i cukiernie, kuszące klientów pięknymi wystawami i wydobywającymi się z wewnątrz zapachami, a nas- polskich studentów mających przed oczami rujnujący kurs euro- odstraszające niestety cenami.. No ale popatrzeć zawsze można, prawda?:) Ciasta, mięsa, ryby, wędliny, sery, trufle, porcini, suszone pomidory, oliwki...Można było dostać zawrotów głowy:)



Jedną z kulinarnych wizytówek Bergamo jest polenta e osei, czyli ciastko, które z polentą nie ma w rzeczywistości nic wspólnego, a jest tak nazwane ze względu na swój żółty kolor. "Osei" to natomiast wieńczące całość marcepanowe ptaszki, choć ich wygląd może czasami nasuwać inne skojarzenia:) Żółta skorupka, obtoczona w cukrze i posmarowana na górze odrobiną dżemu morelowe kryje w środu mus z orzechów laskowych. Mniam:)




Inną tradycyjną potrawą z Bergamo, której ostatecznie nie udało mi się spróbować, są casonsei, czyli coś na kształt ravioli nadziewanych kiełbasą z dziczyzny, parmezanem/grana padano oraz chlebem. W ogóle Bergamo i okolice słyną z potraw z dziczyzny, a polowania są cały czas dość popularnym zajęciem.

O naszym ulubionym lokalu w Bergamo napiszę niedługo parę słów, a póki co popatrzcie jeszcze na te wystawy.... Nie myślcie proszę, że przez cały pobyt pozostałem niewzruszony i na nic się nie skusiłem, ale o tym też później:)





1 komentarze:

Tilianara pisze...

Oj, pozazdrościć wycieczki, nowych widoków i nowych smaków :)